Po pandemicznej zapaści roku 2020 rynek aut zabytkowych zaczyna się podnosić. Najchętniej kupowane modele w Polsce to: Mercedes i Ford. Coraz więcej osób zaczyna też traktować klasyki jako dobrą lokatę kapitału.
– Jest to rynek szczególnie atrakcyjny, w sytuacji, gdy ceny nieruchomości osiągają horrendalne ceny. Obawiając się inflacji ludzie chcą z zyskiem zainwestować oszczędności. Jeśli więc ktoś zna się trochę na motoryzacji, wie, które modele są poszukiwane, a na dodatek sam potrafi wykonać część prac renowacyjnych, może na tym naprawdę dobrze zarobić. Na przykład amerykański krążownik zakupiony na około 50 tys. zł. po kapitalnym remoncie osiąga cenę dwa, a z czasem nawet trzy razy wyższą – mówi Sebastian Pućkowski, prezes firmy Kameleon Transport, która od kilkunastu lat zajmuje się sprowadzaniem aut z USA i innych krajów.
Przyznaje on, że w zeszłym roku, kiedy w transporcie międzynarodowym zapanował chaos handel zabytkami też siadł.
Powoli rynek zaczyna się odbijać i wraca do poziomu sprzed pandemii. W naszej firmie około 6 proc. sprowadzanych samochodów do modele zabytkowe
– dodaje prezes Kameleon Transport.
Blaski i cienie rejestracji zabytków
Za zabytek zwykło się uważać samochód, który skończył 30 lat. Zgodnie z prawem co najmniej 15 lat temu marka ta powinna być wycofana z produkcji. Auto musi też w 75 proc. musi posiadać oryginalne części. Znowelizowane niedawno polskie przepisy miały doprowadzić do tego, by na żółte blachy nie były rejestrowane pospolite, choć leciwe auta. Aktualnie zabytkowe egzemplarze są wpisywane do inwentarza i muszą być pod opieką konserwatora zabytków. Historycznych samochodów nie można bez zezwolenia przerabiać i wywozić za granicę, ani nimi swobodnie obracać.
Dlatego wielu automaniaków nie decyduje się na rejestrację starszych aut jako zabytkowych. Mimo, że są też tego wymierne korzyści. Za sprowadzenie zabytku płaci się tylko podatek w wysokości 6 proc. wartości samochodu. Nabywca jest zwolniony z cła, które w zależności od ceny dwuśladu, może wynosić od kilku do kilkunastu tysięcy zł. Nie musi też kupować polisy OC i dokonywać regularnych przeglądów.
Kto kupuje klasyki?
Jak zauważa Sebastian Pućkowski, prezes Kameleon Transport zabytkowe klasyki kupują dwie grupy osób.
– Pierwsza to majętni kolekcjonerzy, polujący na wyjątkowe egzemplarze, żeby wzbogacić swoją stajnię. Cło i wysokie koszty utrzymania zabytku zazwyczaj nie są dla nich problemem. Druga to osoby, które na sprowadzonym aucie chcą po prostu zarobić. W Polsce wcale nie jest ich mało – uważa Sebastian Pućkowski – Nasi mechanicy uchodzą w Europie za ekspertów od renowacji motoryzacyjnych zabytków. Znają się na tym, są szybcy i precyzyjni, a z uwagi na to, że ich stawki są dużo niższe niż na Zachodzie, często otrzymują stamtąd intratne zlecenia. Warsztaty specjalizują się zazwyczaj w określonych markach.
Rynek zabytkowych aut w Polsce jest ciągle młody. Dopiero w 2017 roku powstał pierwszy dom aukcyjny specjalizujący się w samochodowych klasykach. Do tej pory na terenie naszego kraju zarejestrowano około 80 tys. historycznych dwuśladów.
Skąd przypływają do nas zabytkowe auta?
Na polskich drogach samochody na żółtych blachach to głównie modele z przełomu lat 80 i 90. Poza perełkami z PRL-u – polonezami czy małymi fiatami, zainteresowaniem kupców cieszą się też stare Fordy, Mazdy, BMW, Jeepy, Mercedesy oraz Dodge. Auta te zyskują z każdym rokiem, drożeją nawet o kilka procent. Według Instytutu Badań Rynku Motoryzacyjnego Samar w trudnym 2020 roku Polacy zarejestrowali 2060 zabytkowych samochodów, 56 proc. z nich to auta osobowe (najwięcej Mercedesów S i kultowych Fordów mustangów).
Najpopularniejsza wśród miłośników starych aut licytacja klasyków odbywa się przez portal https://www.mecum.com/.
– Zabytki docierają do nas przeważnie z amerykańskich aukcji – mówi specjalista Kameleon Transport. – Głównie dlatego, że są tam tańsze i można trafić znakomite okazje. Często kosztują o 30 proc. mniej niż w Europie. Bardziej luksusowe samochody, z ekskluzywnym wyposażeniem sprowadzane są z Arabii Saudyjskiej, ale coraz chętniej wypuszczamy się też na rynek japoński. Można tam kupić unikaty, na dodatek są one zazwyczaj bardzo dobrze zachowane. Prawdziwi poszukiwacze skarbów eksplorują demoludy, gdzie za kilkanaście tysięcy złotych kupują klasyki, które po remoncie osiągają kwoty wielokrotnie wyższe.